Jesteś tutaj: » biolander.com » blog » Czy kosmetyki wysoko przetworzone są w ogóle potrzebne?

Czy kosmetyki wysoko przetworzone są w ogóle potrzebne?

« Poprzednia strona | Blog - strona główna

Uważam, że nie są potrzebne. Pomijam z tej opinii kosmetyki kolorowe, korekcyjne, które służą specjalnym celom. Ważna jest wówczas ich forma i wygoda w stosowaniu, co bez wyszukanych składników i technologii trudne jest do osiągnięcia. Kosmetyki mają pielęgnować, chronić i odżywiać skórę, opóźniać procesy starzenia skóry, korygować niedociągnięcia urody, podkreślać niektóre walory urody. Należy sobie zadać kilka podstawowych pytań.

Po co nakładać na skórę substancje, które nie są jej potrzebne? Po co wcierać w skórę składniki nie mające wartości pielęgnujących, odżywczych i leczniczych? Po co wprowadzać związki chemiczne do kosmetyków, które są obce skórze i naturze, które nie są przyjazne, biodostępne i korzystne dla jej funkcjonowania? Niemal każdy rozsądny człowiek odpowie, nie chcę tych składników, które nie są prozdrowotne. Wtedy automatycznie wylatują z kosmetyków: glikole, poliglikole, akrylany, parabeny, rozpuszczalniki ropopochodne, sztuczne aromaty i barwniki, fenoksyetanol, imidazolidinyl urea, werseniany, trójetanolamina, carbomer i wiele innych. te które wymieniłem stanowią wspólnie ponad połowę masy kosmetyku. Jaką rolę pełnią?. Oczywiście technologiczną.

Kosmetyk ładnie pachnie, fajnie wygląda, dobrze się miesza, jest stabilny fizykochemicznie, długo trwały, daje złudne efekty nawilżenia skóry. Szczerze mówiąc nie wiem po co się spierać z firmami kosmetycznymi, czy coś jest szkodliwe, czy też nie jest szkodliwe dla skóry, w jakie dawce, w jakim stężeniu. Przepychanki, pyskówki, spory. Dlaczego nikt nie powie. Nie potrzebuje twojego glikolu, spadaj z nim. Ten akrylan to sobie sam wpychaj do oczu.Te parafinę to sobie sam wcieraj. Szkodliwa, czy nie szkodliwa, przecież niepotrzebne są.

Czy nasza skóra potrzebuje te składniki do celów fizjologicznych ? Oczywiście, że nie potrzebuje. Tak naprawdę dziś koncerny kosmetyczne dążą do tego, aby nam udowodnić i wmówić, że nasza skóra, aby mogła funkcjonować musi dostawać codziennie dawkę parafiny zmieszanej z parabenami i glikolami oraz z 0,01-0,1-1% wyciągu z rośliny (oczywiście to wyciąg glikolowy lub parafinowy z zioła, bo dobrze się miesza z innymi składnikami).

Na opakowaniach pisze bzdury typu: nawilża, nadaje jedwabistą miękkość, wygładza zmarszczki, uelastycznia. No tak, jak nałoży na skórę kilkadziesiąt związków chemicznych, to stworzy się na niej powłoczkę, która daje takie odczucia. Ale uwierzcie są to odczucia fałszywe. Skóra nie cieszy się z tego. Wystarczy umyć skórę mydłem w płynie, albo żelem do mycia zawierającymi syntetyczne detergenty, wytrzeć, i co… zobaczymy skórę suchą, łuszcząca się, ciągle z jakimiś krostkami, plamicami naczyniowymi, plamami.

Zmyjemy fluidy, pudry i cienie … i dalej na skórze są plamy i blizny po trądziku, rozszerzone pory, rozszerzone naczynia włosowate, krosty, ropnie, wągry. Zatem oszukujemy siebie, czy innych twierdząc, że owe kosmetyki nam pomogły, że choć trochę zmniejszyły defekty ?, które tak na prawdę można usunąć naturalnymi metodami, wcale nie wyszukanymi i nie kosztownymi. Używanie kosmetyków można porównać do spożywania pokarmów wysoko przetworzonych, które mają coraz więcej wypełniaczy, polepszaczy, a mało składników rzeczywiście odżywczych i prozdrowotnych. Równie można spożywać wióry z tartaku i mówić, że to źródło błonnika.

Można ich jeść coraz więcej i więcej i wmawiać sobie, że są doskonałe. Na te wióra można nanieść substancje smakowo-zapachowe, obsypać je panierką, nasączyć najpodlejszym tłuszczem, zanurzyć w słodziku, dla czystego sumienia posypać syntetycznymi witaminami, a jako źródło cynku i żelaza dać nieprzyswajalny tlenek cynku i tlenek żelaza. Potem jeden z producentów nasze wióry wzbogaci w 0,01% ekstrakt z marchewki na glikolu, aby odróżnić się od innych producentów. I tak nam wyrośnie tysiące producentów takiego pokarmu, którego podstawą będą wióry. To ładnie odzwierciedla bazę kosmetyków. Jest tysiące kosmetyków w różnych opakowaniach, o różnym zapachu, barwie, ale gdy czyta się ich składy, okazuje się, ze wszystkie składają się z tego samego, i co gorsze w tej głównej bazie dominują składniki zupełnie niepotrzebne naszej skórze. Zresztą nasze wióry można odnieść do jogurtów, śmietany, a nawet masła.

Znaleźć masło zawierające rzeczywiście tłuszcz mlekowy jest rudno, ale producentów masła mnóstwo. Znaleźć jogurt nie zawierający skrobi, gum, żelatyny – to obecnie spory problem. Ja tutaj nie mówię, że tragacantha, guma arabska, guar, skrobia kukurydziana lub ziemniaczana, czy mączka z chleba świętojańskiego to zagrożenie, te akurat nie, to są naturalne produkty. Denerwuje mnie jednak, że producenci nie dostarczają mi prawdziwego jogurtu, lecz kupę składników dodatkowych, na które nie mam ochoty. Ja nie chcę w śmietanie gumy guar!!!, ja chcę czystą śmietanę. Świat staje się nienormalny, dochodzi do absurdów, przestajemy mieć swobodę wyboru, bo zachodzi unifikacja typu… wszystkie jogurty mają zagęstniki, wszystkie szampony na półce zawierają laurylosiarczan sodu, wszystkie kremy posiadają poliglikol.

Proszę zwrócić uwagę, jak mało jest producentów kosmetyków naturalnych, biokosmetyków, którzy wyłamują się z pewnego standardu i zaczynają sami głowić się nad recepturami, doborem składników, walczą z problemami technologicznymi. Takie biokosmetyki mają krótki termin ważności, często mało ciekawą barwę i konsystencję, często niezbyt ciekawy zapach. Jakże ciężko im znaleźć dostawców dobrych surowców, niestandardowych, często kosztownych. Tak naprawdę wszystko opiera się na prostych zasadach. Mamy cerę suchą, mieszaną i tłustą. Jest skóra niemowląt, dzieci, młodzieży, dojrzała i starcza. Cała tajemnica polega na dobraniu składników do wymogów skóry. Firmy produkujące kosmetyki sztuczne bawią się proporcjami substancji lipofilnych do hydrofilowych. Do tego dorzuca się substancje, które mają utarte w społeczeństwie i tradycji kosmetycznej zastosowanie, np. witamina E i F maja przeciwdziałać zmarszczkom, wyciąg z oczaru dobry na cerę tłustą, wyciąg z lnu doskonały na skórę suchą itd.

Do natłuszczania i ochrony skóry wystarczą naturalne oleje i płynne woski roślinne, często zawierające w składzie prowitaminę A, witaminę E, F i fitosterole. Tran, olej z rekina są bogate dodatkowo w witaminę D i alkiloglicerole. Takie oleje roślinne można stosować w stanie naturalnym lub po zmieszaniu z bazą, np. euceryną, z tłuszczem masłosza, woskiem pszczelim. Odpowiednio dobierając różnego rodzaju woski i oleje można sporządzać proste preparaty natłuszczające, ochronne i odżywcze dla skóry. Do takich kompozycji łatwo dodawać soki z roślin, ekstrakty wodno-alkoholowe z ziół, maceraty roślinne. Napary, soki, maceraty, odwary z różnych części roślin zastępują toniki. Nawilżają i oczyszczają, wpływają antyseptycznie i przeciwzapalnie, np. napar z mydlnicy, lukrecji, napar z bluszczu, odwar z mydłoki są bogate w oczyszczające saponiny.

Toniki naturalne można sporządzać z octów ziołowych rozcieńczając je wodami zdrojowymi. Wody zdrojowe są doskonałe do nawilżania i odżywiania skóry w biopierwiastki; mogą wchodzić w skład kremów i emulsji. Mając lanolinę, eucerynę, żółtko jaj, roztarte świeże migdały, roztarte nasiona jabłek, pigwy, kozieradki, nasiona lnu (rozcierać na papkę z wodą, w moździerzu) można otrzymać doskonałe emulsje stanowiące podstawę lotio i mleczek kosmetycznych. Tutaj też wystarczy pofantazjować, dodając wody uzdrowiskowe, napary z ziół, nalewki z roślin, przez co nadaje się im odpowiedni profil działania. Pozostaje jeszcze umyć się.

Dobre są mydła naturalne, wykorzystujące saponiny ro ślinne lub zmydlone tłuszcze za pomocą ługu. Dowodzi to wszystko, że sztuczne kremy, serum po oczy, żele pod prysznic, balsamy nabite chemią dają się łatwo zastąpić prostymi składnikami pochodzenia naturalnego. Wystarczy tylko zgłębiać wiedzę o tych darach natury i umiejętnie je spożytkować.

https://rozanski.li/1379/czy-kosmetyki-wysoko-przetworzone-sa-w-ogle-potrzebne/